Gram Zdrowia

Home Reize Umwelt Das Hause Niezła szopka

Niezła szopka

Drucken
Es gibt keine Übersetzung gerade jetzt, aber wir können dies für Sie tun, wenn Sie möchten - schreiben Sie einfach ein Kommentar. Wir können auch bessere Übersetzung, wenn Google Übersetzer ist nicht genug für Sie.
Tomasz Kwaśniewski
2011-02-06, ostatnia aktualizacja 2011-02-07 16:24
Salon z najtańszych, czyli rzekomo najgorszych materiałów
Salon z najtańszych, czyli rzekomo najgorszych materiałów
Fot. Albert Zawada

Podjeżdżając pod to, co wybudował, pomyślałem: szopa. - I to ma być ten niesamowity dom w Kazimierzu Dolnym? Coś, co się tak podoba? O czym dyskutowano w Stowarzyszeniu Architektów? To, o co chcą walczyć ekolodzy?

Nielegalna kuchnia z legalną elektryką
Fot. Albert Zawada
Nielegalna kuchnia z legalną elektryką
ZOBACZ TAKŻE

A potem był chrzęst tłuczonego szkła.

Jeszcze niedawno podjazd od drogi oddzielał murek ułożony z butelek po winie. Te ciemniejsze składały się w napis: "huj biurokratom". Bez "c", żeby było krócej. No i ktoś ten murek stłukł.

- Pewnie biurokraci - śmieje się gospodarz i zaprasza do "szopy".


Drzwi zamykane na gwóźdź. Specjalnie.

Przy wejściu kamienna podłoga. Nierówna. Dalej drewniana. Nieheblowana. Wyraźny zapach drewna.

Kamienie są też pod piecem, który stoi na wprost wejścia. Tuż pod filarem wspierającym dach.

Piec jest typu koza. Przez przeszklone drzwiczki widać palący się ogień.

Ciepło, przytulnie.

Na lewo od pieca wnęka, w niej łóżko. Dalej łazienka. Maleńka.

Za piecem kuchnia. Zwyczajna.

Po prawej główna izba: drewniana ława, stół, stolik, na nim komputer, drukarka i keyboard. Szafka z książkami, a w niej "Bhagawadgita". Nad głową, na gwoździkach, wisi, co może: kieliszki, szklanki, patelnie, miotły, przecinaki, przycinaki, kosz pełen ziół, tarka, blaszane latarenki, pojemniki z nakrętkami. Jak w traperskim domku.

Całość ma 30 m kw. Może 32.

Gospodarz zalewa herbatę chińską. Sam przywiózł. Dwa listki na dzbanek. Bardzo esencjonalna.

Na talerzyki nakłada miód. Uwielbia miody. Gdziekolwiek jedzie, to kupuje.

- Ten ciemny jest wyjątkowy. A może nalewki? Własnoręcznie robiona - zachwala.

Gdy skończy, poczuję żal, że muszę już wychodzić. Nie będę chciał wracać do cywilizacji.

Odprowadzi mnie do samochodu, a gdy będę już wsiadał, wskaże na drzewo rosnące przy drodze. - Nie masz wrażenia, że wygląda jak twarz Bronisława Geremka? Tu broda, tu nos, oczy, usta... Widzisz?

Gdyby powiedział to parę godzin wcześniej, pewnie bym pomyślał, że ten 59-letni, nadzwyczaj spokojny, ważący słowa mężczyzna o siwych, lekko zdredowanych włosach i błyszczących niebieskich oczach to wariat lub ćpun. Ale po tym, co mi opowiedział, wślepię się w drzewo i w końcu go dostrzegę.

- A ty kiedy pierwszy raz zobaczyłeś Geremka?

2

- Jak ziemię kupiłem, to nie, jak zacząłem budować, to też nie, bo nie było listków. On pojawił się dopiero koło maja, czerwca. Mniej więcej wtedy, gdy dostałem pismo z nakazem rozbiórki.

Kurde, to było piękne. Geremek, nestor nieposłuszeństwa obywatelskiego. Zaszumiał, bracie, ukazał się i mówi: - Chłopie, nie pękaj.

Deska

- Opowiedz o sobie - poprosiłem. A było to zaraz po tym, gdy częstował miodem.

- Wolałbym o szopie.

- Bez ciebie tej szopy by nie było.

- No dobrze, nazywam się Deska. Waldemar. I niegdyś byłem znany. Choćby jako współzałożyciel Remontu czy lider grupy Daab. Urodzony w Białogardzie. Ojciec był kolejarzem, został burmistrzem Dęblina. Matka nie pracowała. Rodzeństwo? Siostra. Była dyrektorką liceum, obecnie na emeryturze. Z wykształcenia magister inżynier budownictwa lądowego. Po Politechnice Warszawskiej. Temat dyplomu: modernizacja stacji kolejowej w Kościerzynie. Żona: Irenka. Też magister inżynier. Córki: Godula i Paulina. Wnuczkę też już mam.

W wyuczonym zawodzie pracowałem trzy lata. Zaraz po studiach. Taki był obowiązek. Zaprojektowałem kilka dróg w Dęblinie. Z pięć. Potem modernizowałem tory i znowu projektowałem drogi. Tylko że wtedy to już w Warszawie. I osiedla. Na przykład bródnowskie.

Jak tylko nadszedł ostatni dzień przymusowego zatrudnienia po studiach, złożyłem wymówienie. Nie podobało mi się to kolesiostwo, układy, oszustwa. Wróciłem do Remontu, który jako student współzakładałem. Tylko że tym razem to już na etat.

A potem był zespół Daab, o którym Linton Kwesi Johnson - to było na festiwalu w Aarhus - powiedział, że to najlepszy na świecie biały zespół grający czarną muzykę. Z Daabem skończyłem, jak zaczęła się wolna Polska.

- Dlaczego?

- Jest o wiele bardziej interesujące zająć się czymś nowym.

W życiu wykonywałem ponad sto zawodów. Byłem stolarzem, mechanikiem samochodowym i precyzyjnym, kowalem, wspinaczem, architektem, biznesmenem, spawaczem... Zaprojektowałem i wybudowałem kilkanaście domów. W tym jeden biurowiec.

- Biznesmenem?

- Jak odszedłem z Daabu, to zmieniłem mieszkanie, telefon, włożyłem garnitur i razem z kumplem założyłem firmę komputerową. Sprzedawaliśmy modemy. Jeden sam skonstruowałem. Nawet nagrodę jakąś dostał...

Ale nie męcz mnie już, proszę, o to, co było kiedyś.

Słuchaj, ja byłem w głowę puknięty. To znaczy w 1997 roku miałem wypadek i od tamtej pory mam problem z pamięcią. Jak zacznę sięgać w głębsze pokłady, mówię poważnie, to zapomnę o szopie.

Kiedyś przez parę tygodni patrzyłem na siebie i na was wszystkich z góry.

Byłem na rajdzie konnym. Cwałowaliśmy, mój koń się poślizgnął. Wywinął dwa razy kozła. A ja wraz z nim. Walnąłem głową, straciłem przytomność. Na dłuższy czas.

Jak uciekłem ze szpitala, to stwierdziłem, że nie rozumiem tego, co w telewizji mówią. Najpierw się śmiałem, myślałem, że mówią nieporadnie, niepoprawnie, dopiero po kilku dniach zdałem sobie sprawę, że to ja. Nie potrafiłem sklecić poprawnie dwóch zdań. Ani napisać.

3
To się nazywa afazja. Mrożek ma to samo.

Strasznie ciężką pracą, sam, lekarze byli bezradni, odbudowałem pamięć i nauczyłem się mówić. Ale to nawraca.

Powiem ci tylko, że przez ten wypadek zrozumiałem, że jest coś znacznie więcej niż to, czego można dotknąć w doczesnym życiu.

Wyzbyłem się egoizmu, choć żona pewnie powie coś przeciwnego (śmiech).

Przestałem gonić za metką. Lepszy samochód, prestiż? Do dupy! Po co to komu?

Tuż przed wypadkiem dogadałem się ze Szwajcarami i założyliśmy w Zurychu firmę deweloperską. To był świetny czas na budowanie domów. Wróciłem w czwartek, w piątek pojechałem na ten konny rajd, w sobotę przyjechali Szwajcarzy, żeby utworzyć firmę-córkę, pocałowali klamkę.

Nie, nie pracuję. W sensie na etacie, bo tak, to ciągle coś tworzę. Żyję z tantiem i wynajmu domu. Bo poza mieszkaniem na Ursynowie, kilkoma działkami w Warszawie i tą w Kazimierzu posiadam dom na Natolinie. Sam go wybudowałem. Podobnie zresztą jak szopę.

Marley

- Chciałem mieć domek na wsi. Najchętniej na ruskiej granicy, ale żona powiedziała, że tak głęboko nie pójdzie. Ona jest z Warszawy, potrzebuje gwaru, hałasu. Kazimierz to był kompromis.

Warszawiacy całkowicie stracili kontakt z naturą. Nie wiedzą i wszystko im jedno, czy jest wiosna, lato, zima, ranek, wieczór, południe. No tak.

Wstajesz rano, zasuwasz pod prysznic, do windy, do garażu, samochodem przez huk, gwar, smog, do biura. Siadasz przy biurku, włączasz komputer, siedzisz do lunchu, winda, garaż, samochód, albo jesz w tym samym biurze, grunt, że klimatyzowanym. Potem znowu winda, samochód, siadasz przed telewizorem. Czasem wpadasz do przyjaciół, do klubu.

Nie, nie chciałem uciec. Po prostu chciałem mieć spokój i kontakt z naturą.

Ziemię kupił w grudniu 2005 roku. Za sześć tysięcy metrów dał prawie ćwierć miliona złotych.

- Miała status rolny, ale w 2005 roku gmina przystąpiła do nowelizacji planu i to się miało zmienić. Wiem, bo widziałem projekt nowego planu.

Rozmawiałem też z projektantami, ludźmi, którzy opiniowali plan, i nie było żadnych merytorycznych przeciwwskazań.

Poza tym wzdłuż ulicy Zbożowej, do której przylega moja działka, jest pełna infrastruktura budowlana. Gaz, woda, elektryczność i telefon. Czyli zakładano, że ulica ma być zabudowana.

Czekając, projektowałem dom.

Wahałem się między takim ze słomy a takim podziemnym, pokrytym zielenią. Sto kilkadziesiąt metrów. Wystarczy, żeby kilkunastu przyjaciół miało gdzie się spotkać. Mam kilka narysowanych projektów, ale nowego planu jak nie było, tak nie ma.

Słuchaj, oni tu przyjęli założenie, że jeśli ktoś złożył wniosek o odrolnienie przed jakimś tam terminem, temu odrolniamy, a innym nie. Rezultat jest taki, że na niektórych ulicach działki pod numerem 23 i 24 są odrolnione, a 25 i 26 nie. Bez żadnego merytorycznego uzasadnienia!

Ja też złożyłem odpowiednie pismo, tylko po ustalonym przez gminę terminie.

4
Chcę, żebyś napisał dokładnie: niektóre działki są odrolnione, a inne nie. Tylko i wyłącznie z powodów administracyjnych.

Merytoryczne powody mogłyby być takie: dobro i bezpieczeństwo sąsiadów, przyrody, krajobrazu, lęgowiska, wody podziemne, zanieczyszczanie, korytarze powietrzne, autostrady, obronność, historyczny charakter zabudowy. Żaden z tych powodów mnie nie dotyczy.

Weź konstytucję. Paragraf 31. Czytaj: "Wolność człowieka podlega ochronie prawnej. Każdy jest zobowiązany szanować wolność i prawa innych. Nikogo nie wolno zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje. Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw".

Czyli jeśli nie ma żadnego merytorycznego powodu, to państwo polskie nie może odebrać obywatelowi wolności. W tym wolności decydowania o tym, czy buduje, czy nie.

A już na pewno nie może być tak, że na zgodę trzeba czekać latami.

Za komuny walczyliśmy o wolność. A potem odzyskaliśmy ją i natychmiast zapomnieliśmy, co to jest. No może poza tym, co robią jakieś grupy mniejszościowe, typu geje i lesbijki.

Ja sobie wymyśliłem, że my po komunie, w sensie moje pokolenie, odziedziczyliśmy taką mentalność zniewoloną. Tak jak Marley śpiewał: wyzbądź się mentalności niewolniczej, tak samo nam należałoby powiedzieć, bo my na każdym kroku się ograniczamy.

I dlatego postanowiłem zbudować szopę.

Szopa

Najpierw jednak kupił domek holenderski. Taki, wiecie, na kółkach.

- Myślę sobie: Drzymała. A potem, że to niefajne. Bo on ten kruczek prawny wykorzystywał przeciwko państwu pruskiemu, a ja przeciwko polskiemu nie bardzo mam chęć. Szanuję moje państwo.

Poza tym domek holenderski jest obciachowy. Kazałem odwieźć.

A potem zadzwoniłem do najbliższych tartaków i zamówiłem małą ciężarówkę desek. Najtańszych.

Poproszę deski przetarte, najniższy stopień obróbki.

Postanowiłem, że będę budował tylko z najtańszych, czyli rzekomo najgorszych materiałów.

- Bo jak ci każą rozebrać...

- To też miało znaczenie, ale ta idea była we mnie od dawna: minimum energii i pracy. Najprościej i najtaniej. Czyli jeśli się mówi, że dobra architektura to ta wypieszczona, droga, to tu będzie odwrotnie.

Słuchaj, ludzie ściągają znajomych i mówią: patrzcie, mamy podłogę z buku brazylijskiego. A ile to wysiłku, energii, fabryk i zanieczyszczeń. Myślę, że to nie jest kulturalne podejście.

Założyłem sobie, że u mnie wszystko będzie z miejscowych materiałów.

No i koleś przywiózł. Nieokorowane bardzo ładne deski. Tak powstał pomysł na elewację.

5
Potem wyrównałem poziom, tu jest glina, trochę się wkopałem. Żadnych fundamentów.

Ramę zbiłem też z najgorszych desek. Od dołu okleiłem folią i obsypałem gliną, bo tak się robi ziemianki. Wyżej obiłem deskami. I tak krok po kroku.

Przyszedł sąsiad i mówi: panie, ściąłem drzewo, osikę, przerżnąłem, miałem budować płot, nie zbudowałem, mam deski, jak pan chce, to proszę.

Śmiali się, że buduję z takich materiałów, ale życzliwie.

Nie chcę, żeby to zabrzmiało jako wynoszenie się inteligenta, ale oni uważają, że dom to musi być na podmurówce, bogaty, wysoki.

Inni sąsiedzi też mi zaczęli proponować przeróżne rzeczy. Dostałem lipę, zrobiłem podłogę. Olchę - tę ławę, na której siedzisz.

Kamienie koło pieca i przy wejściu to od sołtysa. Przywiozłem w bagażniku.

Sołtys ma kwadromę. To jest taka maszyna do robót ziemnych. Poprosiłem, żeby mi patio zrobił. Chciałem, żeby poziomo, nie dał się przekonać i zrobił ze spadkiem. Z troski, bo jak będzie padać, to mnie zaleje. Mogłem się denerwować, użerać, przyjąłem to jako dar. I fajnie.

Jeśli chodzi o izolację termiczną, to zwykle daje się wełnę mineralną albo styropian, a ja zrobiłem z folii. Takiej, co jak malujesz pokój, to przykrywasz meble. 80 groszy za 20 metrów kwadratowych. I tak jak okna są dwuszybowe - w sensie, że na zewnątrz masz szyby, a w środku powietrze, które stanowi izolację - tak ja zrobiłem cztery folie, czyli trzy próżnie powietrzne. Żeby się nie skleiła, to na początku dawałem listewki, ale że to dużo roboty, więc kupiłem styropian, pociąłem na wąziutkie plasterki, poprzyklejałem plastrem, a to, co mi zostało, takie większe bryły, to zwyczajnie włożyłem. I co? Źle?

- Nie myślałeś, żeby tę folie zasłonić? - pytam, bo w przerwach między żebrowaniem dachu widać ją do tego stopnia, że można odczytać nadruk z nazwą producenta.

- A po co? Założenie jest takie: nic nie zasłaniać, nie gładzić, nie szlifować, nie malować, niczego nie udawać. Wszystko jest naturalne, takie, jakie jest.

- W sumie fajnie - przyznaję.

- No właśnie. I jak trzyma! Trzy zimy już tu spędziłem.

W kuchni też jest mnóstwo patentów. Na przykład zlew ze spłuczką kosztował mnie 7,50. Bo ja mam wiedzę i wiem, że polietylen jest materiałem ekologicznym, trwałym, dobrze zmywalnym, lepiej niż dobre porcelany. Kupiłem więc wiadro polietylenowe, czarne, wyciąłem i mam. Po cholerę miałem kupować zlewy takie jak inni? Ścigać się dla prestiżu?

Tak, tak, bracie, ludzie w większości robią wszystko okrężną drogą. No bo co? Wydaje się, że najprościej to pójść i kupić, ale wcześniej trzeba zarobić, a to absorbuje czas, stresuje i męczy. Zawsze chciałem tę drogę skrócić i dlatego na przykład sam sobie robiłem meble. Choćby z tego, co wyrzucają inni, gdy kupują nowe.

Tak samo jest z tą szopą.

Można ją zbudować łatwo i tanio. Przez trzy miesiące ją budowałem. Zimą. I kosztowała mnie trzydzieści parę tysięcy złotych. Włącznie z przyłączeniem elektryczności i wody, mieszkaniem (wynajmowałem pokój u znajomych), restauracją, piwem i benzyną. Wiem, bo żona mnie podliczyła.

Można więc mieć to samo, albo jeszcze lepiej, kosztem nie dwu-, nie trzy-, ale pięciokrotnie mniejszym. I do tego z dużo mniejszym obciążeniem dla środowiska.

W tej szopie jest zarówno oczyszczalnia ścieków, jak i sauna.

- Sauna?

6
- Dla dwóch osób. Drzwiczki są między prysznicem a umywalką, zamykasz się, bracie, jest piecyk elektryczny z kamieniami, polewasz i masz parę.

- Elektryczny?

- No tak, bo tu nie chodzi o to, że chcę żyć jak w epoce kamienia łupanego. To ma być, i jest, równie komfortowe, wygodne miejsce jak to, które jest zbudowane wiele razy drożej.

Towarzystwo

Szopę zaczął budować pod koniec października 2007.

- Sytuacja była przezabawna, bo, jak wiesz, w Kazimierzu istnieje wiele towarzystw Przyjaźni i Troski o... No i one...

Żeby było jasne, ja tych towarzystw nie lekceważę. Przeciwnie, chciałbym się zapisać, współpracować, bo fajne rzeczy robią. Np. bale połączone ze sprzedażą i aukcjami, z których kasa idzie na restaurację zabytków. Zegar na farze tak odrestaurowano. Co ciekawe, okazało się, że wśród fundatorów byli kazimierscy Żydzi. Zegara kościelnego, rozumiesz? XVIII w. Niesamowite, prawda?

Mnie się więc to podoba, ale poza tym to oni by chcieli, żeby Kazimierz był takim zapyziałym miasteczkiem. Żeby się nie rozwijał, a ja nie jestem za tym.

Pamiętam, jak na tych balach mówiono: my się zjednoczymy, będzie nas więcej w Towarzystwie, przyjdzie jakiś, my będziemy silniejsi i nie pozwolimy.

Albo: pokażemy tym z kasą, co się powinno.

Mówiłem, że nie można zabraniać.

Dyskutowałem.

Szlifowałem argumenty, a potem wracałem, zakasywałem rękawy i robiłem swoją nielegalną robotę.

W grudniu 2007 burmistrz powiadomił nadzór budowlany, że Deska nielegalnie buduje dom.

W lutym 2008 "szopa" była już gotowa. - Wtedy zaprosiłem wszystkich znajomych z Kazimierza. Chodźcie, zobaczcie, bo niedługo będę musiał rozbierać.

We wrześniu 2008 nadzór budowlany nakazał rozbiórkę. Deska się odwołał. Powstała też petycja w sprawie niewyburzania szopy. Wymyślił ją Niemiec, kurator i artysta.

- Wpadł na wino i pogadać o muzyce. Zeszło na szopę. Wtedy on, że u nich o takich sprawach dyskutuje się publicznie.

System

Sąsiadka z lewej strony: - Lubi przyjeżdżać, zbudował dom, niech ma.

Sąsiad z prawej strony: - Mnie domek pana Deski zupełnie nie przeszkadza.

7
Hanna Mroczek, od pięciu lat wspólnie z mężem prowadzi pensjonat w Kazimierzu. Jest też członkinią Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. - Z jednej strony nie chciałabym, żeby każdy stawiał, co chce i gdzie chce. Z drugiej lubię Deskę, a szopa mi się podoba. Jest ładna, prosta, ekologiczna, znakomicie wkomponowana w pejzaż. Gdyby taka nie była, wolałabym, żeby ją rozebrali.

Dariusz Mroczek: - To jest szopa, a nie domek. Stawianie takich budynków na terenach rolniczych jest normalne. Żeby mieć schronienie, miejsce na narzędzia i plony.

Waldemar Doraczyński, architekt, mieszkaniec Kazimierza: - Szopa mi się podoba, wypiłem w niej mnóstwo wina. Nie mam też nic przeciwko panu Desce, ale jednocześnie uważam, że prawo powinno być respektowane.

Maciej Żurawiecki, zastępca burmistrza Kazimierza nad Wisłą: - Gdyby pan Deska, zamiast się spieszyć, poczekał jeszcze trochę...

Ja rozumiem, że od momentu, gdy miał być znowelizowany plan zagospodarowania, minęło już ponad pięć lat, ale tu jest Kazimierz! Tu ludzie protestują, zaskarżają, nie chcą wpuszczać innych.

Nie, nie można tak po prostu robić tego, co się chce. Gdyby wielu tak jak on robiło, to tu by było Zakopane - to znaczy masakra architektoniczna...

Ja nie wiem, czy ta jego szopa spełnia wszelkie wymagania, ale wiem, że zachował się nerwowo i złamał prawo. Zachował się wbrew państwu. Proszę popatrzeć na to od tej strony. Ile osób teraz musi się tym zajmować. Ile urzędów.

Nie, nie mówię, że ten system jest dobry, ale taki jest i trzeba go akceptować.

Beatlesi

- Żeby zrozumieć, o co mi chodzi, trzeba pomyśleć o architekturze. Skąd się wzięła? Czym jest?

Podstawową funkcją architektury jest funkcja schronienia. Dopiero potem dochodzą kolejne, czyli najpierw użytkowe, a potem estetyczne, reprezentacyjne, prestiżowe.

Proszę zauważyć, że zawsze o ten prestiż, o tę nadbudowę, co nie pełni innej funkcji niż upiększanie, jest najwięcej krzyku.

Podstawowa architektura nie powinna podlegać rygorystycznym wymogom administracyjnym. I taka jest szopa. Zwykły domek. Schronienie w elementarnym sensie.

Nie można człowiekowi odmówić prawa do schronienia. To jest kwestia godności ludzkiej.

Oczywiście można dyskutować, czy taką szopę można zbudować w jakimś historycznym centrum, albo tam, gdzie dochodzą dodatkowe czynniki, na przykład lęgowisko ptaków, ja bym powiedział, że nie można, ale to jest przynajmniej konkretny powód.

Ja naruszyłem tylko wymagania administracyjne. Czyli bezwzględny obowiązek uzyskania pozwolenia na budowę. A całą resztę uwzględniłem.

Żadnemu z sąsiadów nie naruszyłem wartości jego własności. Nie zbliżyłem się do granicy, nie zbudowałem za wysoko, słońca mu nie odebrałem, wiatru.

Wszystkie wymagania dotyczące ochrony przyrody są spełnione.

Normy budowlane, przeciwpożarowe.

Warunki krajobrazowe też.

8
Moja szopa jest poza granicami objętymi opieką konserwatorską, daleko, ale i tak musi spełniać wymagania historyczne. No i spełnia. I to o wiele lepiej niż te budynki, które się buduje od kilkudziesięciu lat w Kazimierzu. Bo ona wpisuje się w tradycję miejsca. To tu sadownicy od trzystu lat budowali właśnie takie szopy, w których w czasie zbiorów mieszkali, a potem suszyli, przechowywali i pielęgnowali to, co zebrali.

Mnie się mówi, że to, co zrobiłem, to jest samowola, ale człowiek przecież musi mieć wolną wolę. Sam musi decydować, kiedy chce zjeść, urodzić dziecko, zbudować dom.

No to mnie się mówi, że tu chodzi o to, by ludzie nie działali w nieładzie. Że i tak jest brzydko, więc jak stracimy kontrolę, to będzie jeszcze gorzej.

Ja też jestem za tym, żeby w Polsce było ładnie, ale są dużo lepsze sposoby niż zakaz. A najlepszym jest przykład. Beatlesi weszli, marynareczki, włoski, wszyscy chcieli tak się ubierać, tak wyglądać.

Spychacz

W kwietniu 2009 nadzór budowlany odrzucił odwołanie Waldemara Deski, na co on decyzję zaskarżył do wojewódzkiego sądu administracyjnego.

W kwietniu 2010 sąd oddalił skargę. W lipcu Deska złożył kasację do NSA, a jednocześnie zaczął przygotowywać skargę konstytucyjną. Powstała też strona internetowa, a petycja trafiła na www.petycje.pl. Do dziś podpisały ją 3873 osoby.

Jak do tej pory na adwokata i koszty sądowe wydał prawie 10 tysięcy złotych. Czyli jedną trzecią tego, co na wybudowanie szopy.

- Mam pewność, że mam rację, ale nie mam pewności, czy uda mi się uchronić szopę. Bo maszyna biurokratyczna, głupota i znieczulica są ogromne.

Nie, nie żałuję, że wybudowałem szopę. Dla mnie to przepiękna przygoda intelektualna.

Jestem dumny z szopy. Zresztą jak tu nie być, skoro odwiedzają ją architekci, fotograficy, malarze, ale też zwykli ludzie. Nie tak dawno jakiś facet podjechał samochodem, wysiadł i pyta, czy to ja jestem tym wariatem, który dziwną szopę wybudował.

Pojawił się też profesor doktor habilitowany Jeremi Królikowski, architekt, filozof krajobrazu. Rozejrzał się, posłuchał, zaproponował mi napisanie dwóch tekstów do "Arche". A potem wziął telefon, wykręcił numer do sekretarza SARP-u i zarządził dyskusję. Odbyła się pod tytułem "Szopa nielegalnych logiczności. Wolność i ekologia w architekturze".

Szopa zrobiła się sławna.

A może ona coś w Polsce zmieni.

Słuchaj, każdego roku jest ok. 10 tysięcy nakazów rozbiórki. Czasami słusznie, ale większość wynika tylko i wyłącznie z niedopełnienia wymogów administracyjnych. I to jest straszne marnotrawienie wysiłku ludzi.

Czytałem, że pod Puławami przyjechali policjanci ze spychaczem. Właściciel się zabarykadował. Zrozpaczony ojciec dwóch córek, którego dorobek życia, dom, który latami klecił, chcieli rozebrać. Wziął butle gazowe i powiedział, że się będzie wysadzał.

Nie, ja tak nie będę walczył, ale myślę, że gdy przyjedzie spychacz i zacznie rozjeżdżać szopę, to będę się czuł tak, jakby przy okazji rozjeżdżał moją godność.

Postscriptum

Teraz chciałbym budować domy z gazet.

Technologię już mam. Wypróbowaną. To znaczy zrobiłem próbną ścianę, ponad metr kwadratowy. U siebie w mieszkaniu.

9
Nie, nie powiem ci, na czym to polega, bo nie chcę zdradzać patentu.

Powiem tylko, że jest to cholernie tanie i łatwe. Ten metr kwadratowy zrobiłem w 12 minut. Sam.

Oczywiście, że spełnia wszelkie konieczne wymagania.

Bez pomiarów nie mogę tego udowodnić, ale moje obliczenia mówią, że uzyskam opór cieplny o jedno zero po przecinku lepszy niż ten, jaki nakazują normy. I wtedy trzeba będzie zweryfikować wzór na obliczanie oporu cieplnego.

Mam w tej sprawie zakład z jednym z profesorów z Politechniki Warszawskiej. To znaczy on nie wierzy, że uda mi się uzyskać lepszą przegrodę niż przy wykorzystaniu najlepszych materiałów izolacyjnych.

Żeby zbudować dom z gazet, przez kilka lat zbierałem makulaturę. W końcu żona straciła cierpliwość i mi ją wyrzuciła.

Tak, w domu ją trzymałem, a gdzie miałem trzymać?

Gdybym był szefem koncernu prasowego, to zamiast dopłacać do utylizacji zwrotów, wolałbym je sprzedawać. Jako materiał budowlany.

Słuchaj, ja wiem, że wielkie redakcje, na przykład "Wyborcza", codziennie mają wiele zwrotów. A "Wyborcza" jest najlepsza, bo ma największe szpalty, najwięcej stron i najcieńszy papier.

Mam projekt na cztery domy. I zgodę na budowę.

Najmniejszy ma 160 m kw. powierzchni, największy 280. Postawię je na skraju Lasu Kabackiego. Mam tam działkę.

Trzy będą piętrowe, a czwarty wiszący. To znaczy taki w kształcie odwróconej litery L.

Ich generalną zaletą będzie to, że rocznie na grzanie wydasz nie więcej niż 200 złotych. A jakie korzyści społeczne. W sensie tu makulatura, a tu dom.

Żona uważa, że nikt nie będzie chciał mieszkać w domach z papieru. I to rzeczywiście może być pewien problem, bo my mamy wciąż pałacowe wyobrażenia. Marmury, granity, drogie, gładziutkie, pod linijkę. A to nie będzie pod linijkę. Zupełnie jak szopa.

Pomożesz?

- Ile gazet potrzebujesz na swoje cztery domy?

- 18 ton. Choć może lepiej napisz, że 20, bo w budownictwie zawsze zamawia się z górką.

Niezła szopka
 

Kommentar schreiben


Menu główne

Co wpływa najbardziej na zdrowie człowieka?
 


Cytat

Es gibt keine Übersetzung gerade jetzt, aber wir können dies für Sie tun, wenn Sie möchten - schreiben Sie einfach ein Kommentar. Wir können auch bessere Übersetzung, wenn Google Übersetzer ist nicht genug für Sie.
Rak szyjki macicy jest drugim, co do częstości, nowotworem u kobiet do 45 roku życia.