Gram Zdrowia

Home Leczenie Wada wzroku Odżywianie a myślenie, samopoczucie, wzrok, wygląd, kondycja, siła - Czym i jak się odżywiać, aby organizm funkcjonował jak szwajcarski zegarek?

Odżywianie a myślenie, samopoczucie, wzrok, wygląd, kondycja, siła - Czym i jak się odżywiać, aby organizm funkcjonował jak szwajcarski zegarek?

Drukuj
Spis treści
Odżywianie a myślenie, samopoczucie, wzrok, wygląd, kondycja, siła
Czym i jak się odżywiać, aby organizm funkcjonował jak szwajcarski zegarek?
Szczegóły dobrego żywienia
Jak maksymalnie zoptymalizować odżywianie i komfort życia?
Moje słowa a słowa
Podsumowanie planu optymalnego żywienia
Wszystkie strony

Czym i jak się odżywiać, aby organizm funkcjonował jak szwajcarski zegarek?


Przede wszystkim ważny jest stały dopływ glukozy (najlepiej z węglowodanów złożonych), substancji wysokoenergetycznych (tłuszczu) i odżywczych (białka) do mózgu i mięśni. Glukoza ma bezpośredni i ogromny wpływ na wydzielanie przez trzustkę pierwszego i najważniejszego hormonu w naszym organizmie jakim jest insulina. Insulina wpływa na większość hormonów produkowanych przez nasz organizm (w tym hormonów wzrostu odpowiedzialnych nie tylko za wzrost organizmu lecz także za odnowę jego tkanek). Hormon ten nie tylko "upycha" glukozę, ale wraz z nią kierować może również i białko (jeśli spożyte jest ono z wystarczającą ilością tłuszczu gwarantującą dokładne jego strawienie) z tego co jemy do naszych narządów, tkanek i komórek celem optymalnego ich odżywienia (naprawy). Sedno całej sprawy tkwi w tym, aby nauczyć się tak sterować wydzielaniem insuliny przez nasz organizm (insulina jest jakby "panelem sterowania" naszego organizmu), aby jak najlepiej odżywiać najważniejsze (aktywne) tkanki naszego organizmu oraz nie pozbawiać ich (mózgu, serca, wątroby, nerek i wszystkich innych wewnętrznych narządów) białka na rzecz tłuszczu poprzez niewłaściwe odżywianie (bynajmniej nie tylko zbyt tłuste). BIAŁKO JEST BOWIEM DRUGIM PO WODZIE GŁÓWNYM SKŁADNIKIEM LUDZKIEGO (I KAŻDEGO INNEGO) ORGANIZMU - wchodzi ono w skład wszystkich narządów, tak wewnętrznych, jak i zewnętrznych (każdej jednej komórki), mięśni, kości, a także hormonów i ciał odpornościowych. Podobnie jak bez wody nie byłoby życia (czytaj punkt 19 "Wydziału prewencji"), tak też ma się sprawa z białkiem. Gwoli wyjaśnienia: pewne białka organizm może sam wytwarzać z innych składników pokarmowych, jednakże dla powstania - względnie optymalnego odżywienia - aktywnych tkanek ciała ludzkiego niezbędne jest białko dostarczane z zewnątrz (zwłaszcza zwierzęce). Aby jednak spożyte (choćby nawet zwierzęce) białko było przez nas dobrze przyswojone, musi mieć osłonę w postaci tłuszczu (przynajmniej 50 % tłuszczu w stosunku do białka należy dziennie spożywać - niekoniecznie w każdym jednym posiłku - co później wyjaśnię) i węglowodanów. Samo białko, choćby spożywane było w gigantycznych ilościach, niestety, ale się nie przyswoi. Węglowodany wykorzystywane są głównie do celów energetycznych (niejako pośrednio chronią białka - jest to najlepsze paliwo dla mózgu i mięśni), natomiast tłuszcze (w sposób bezpośredni) powodują dokładniejsze trawienie i przyswajanie białka przez organizm (można je porównać - pod pewnym względem podobnie też jak i witaminy i minerały - do zasady działania oleju silnikowego i/lub dodatków wzbogacających). Notoryczne spożywanie białka bez tłuszczu mijałoby się z celem - uległoby ono spaleniu i nie zostałoby przyswojone. Z kolei spożywanie białka z samym tylko tłuszczem bez wystarczającej ilości węglowodanów - pomijając fakt, iż jest to praktycznie niemożliwe na dłuższą metę, o czym w drugiej części następnego akapitu - sprawi, że nie będziemy mieć energii, ani ochoty do działania, a nasze ciało zmarnieje i pokryje się grubą warstwą podskórnej tkanki tłuszczowej (efekt niezwykle ohydny, a poważne rozchorowanie się prawie na 100% gwarantowane). Jeśli nauczymy się (na podstawie własnych prób i błędów - to nieuniknione) wyczuwać w odpowiednim momencie ("z marszu") zapotrzebowanie naszego organizmu czy to raczej na glukozę (niewyraźne, ciągłe i dokuczliwe uczucie głodu, kiepski nastrój, przetłuszczająca się skóra i włosy, pryszcze, osłabienie, utrata jędrności ciała przy grubej skórze - wymieniam w kolejności od pierwszego sygnału), czy to raczej na białko (częste uczucie "wilczego" apetytu, suchość skóry i włosów, pryszcze, osłabienie, utrata jędrności ciała przy cienkiej skórze, krwawienie dziąseł przy myciu zębów, cienkie i delikatne paznokcie) - gdyż w zasadzie tylko do tych dwóch wyborów sprowadza się owo zapotrzebowanie - i dostarczać mu to na czas (oczywiście z odpowiednią ilością tłuszczu), wówczas organizm nasz funkcjonował będzie jak ów przysłowiowy szwajcarski zegarek. Swoją drogą, nie da się utrzymać odpowiedniego (nie za wysokiego) poziomu cukru we krwi (w ciągu całego dnia) bez dostarczania organizmowi prócz węglowodanów odpowiednich ilości tłuszczu i białka (chyba, że będziemy głodowali bądź skrajnie źle się odżywiali), podobnie jak nie jest możliwa sytuacja odwrotna, tj. utrzymanie niskiego poziomu cukru przy diecie czysto węglowodanowej.

Aby zrealizować powyższe w praktyce, najpierw należy zdać sobie sprawę z tego, że praktycznie wszystko co jemy (i pijemy - jeśli zawiera cukier bądź alkohol, bądź jedno i drugie) wywołuje pewną reakcję ze strony naszej trzustki w postaci wydzielenia (bądź nie - sam alkohol) określonej ilości insuliny do krwiobiegu, tym większej i bardziej krótkotrwałej im bardziej pożywienie nasze jest słodsze. Po spożyciu (wypiciu) słodyczy (węglowodanów prostych zwłaszcza bez, bądź z małą ilością tłuszczu i białka) następuje gwałtowny wzrost poziomu cukru (glukozy) we krwi (przez pewien krótki czas lepiej się czujemy), tym większy im większe stężenie cukrów prostych zawiera skonsumowany przez nas produkt - por. punkt 15 "Wydziału prewencji": indeks glikemiczny cukru i glukozy. Jest to potencjalnie niebezpieczne dla organizmu (a już na pewno na dłuższą metę niezdrowe). Dlatego też, aby obniżyć poziom cukru we krwi, do gry włącza się insulina powodując szybkie wchłanianie pożywienia (tu: cukrów prostych tylko) w różne miejsca ["byle gdzie", tak aby to tylko jak najprędzej wypchnąć z krwiobiegu, co skutkuje szybkim zanikiem uczucia słodkości i przyjemności - czasem towarzyszy temu osłabienie, senność i wilczy apetyt (klasyczne symptomy zapotrzebowania na białko)] - w tym do naszej tkanki tłuszczowej, a jeśli na okrągło jemy słodko bądź niekoniecznie słodko, lecz bez odpowiedniej ilości białka i tłuszczu, np. odżywiając się często bułkami - przede wszystkim tam. Czekolada o tyle poprawia nam nastrój i samopoczucie - jak twierdzą "specjaliści": "zawiera ona specjalne substancje poprawiające nastrój" ("gadka - szmatka") - o ile odżywiamy się niewłaściwie, najczęściej za tłusto i (lub) zbyt rzadko. Te "specjalne substancje poprawiające nastrój" to (nie dajcie się ogłupić) nic innego jak ... cukier (najczęściej też i glukoza - por. punkt 15 "Wydziału prewencji": indeks glikemiczny cukru i glukozy) i tłuszcz, który spowalnia proces trawienia tego pierwszego, w związku z czym nieco dłużej mamy tylko jako - tako "unormowany", lecz ciągle zbyt niski [taki posiłek zawierający prócz cukru "kupę" tłuszczu - nie łudźmy się - nie podniesie nam wystarczająco dobrze poziomu cukru we krwi; zdecydowanie lepiej jest wtedy jeść (przez kilka godzin do góra dwóch dni - w zależności od samopoczucia i zastanego stanu rzeczy) od czasu do czasu (np. co drugi - trzeci posiłek) tylko słodko - bez (bądź z niewielką ilością) tłuszczu i białka (rodzynki, mocno dojrzałe banany, śliwki, gruszki, nawet sam cukier w kostkach czy jakieś twarde cukierki ssać) - efekt będzie jeszcze szybszy i lepszy niż w przypadku (zbyt tłustej) czekolady] poziom glukozy (i dobrego samopoczucia) w organizmie. Poza tym, mając niski poziom cukru we krwi niekoniecznie trzeba od razu "rzucać się" na produkty słodkie, aby go dostatecznie dobrze sobie podnieść (chyba, że mamy bardzo niski ów poziom i zależy nam na szybkim jego podniesieniu) - można wykluczyć na kilka posiłków z diety białko i tłuszcz (można jeść makaron z nietłustym sosem, ryż, ziemniaki, płatki owsiane z owocami itp.). Wracając jednak do zwykłego odżywiania, to jeśli zjemy np. chleb, makaron, ryż, ziemniaki, płatki owsiane bądź inne produkty zawierające węglowodany (cukry) złożone wraz z (dodanym przez nas) tłuszczem i białkiem, wówczas nastąpi wolniejsze (tym bardziej im więcej tłuszczu i białka zawiera pożywienie - nie można z tym jednak przesadzać, gdyż zbytnio wyhamowane trawienie bynajmniej nie sprzyja zdrowiu) wchłanianie tego ze szczególnym uwzględnieniem tkanek aktywnych (mózgu i mięśni). Zasadniczo istnieją dwie drogi do zachowania w przeciągu całego dnia odpowiedniego (ani za wysokiego grożącego m.in. cukrzycą, ani zbyt niskiego powodujacego złe samopoczucie) stężenia glukozy (cukru) i insuliny we krwi - 1) regresywna i 2) progresywna [por. punkt 15 "Wydziału prewencji"]. Regresywna polega na stopniowym obniżaniu (względem spożytego śniadania) poziomu cukru we krwi. TEN RODZAJ ŻYWIENIA SPRZYJA OSOBOM, KTÓRE NAJWIĘKSZĄ AKTYWNOŚĆ (PRACA, NAUKA, ĆWICZENIA) WYKAZUJĄ W PIERWSZEJ POŁOWIE DNIA. Przykładem takiego (regresywnego) postępowania jest spożywanie na śniadanie do syta {tzn. do pierwszego uczucia sytości płynącego z mózgu - drugi, dużo silniejszy niż pierwszy sygnał, popłynie już z przecukrzonej krwi - TO SAMO ODNOSI SIĘ DO KAŻDEGO SPOŻYWANEGO POSIŁKU NIEZALEŻNIE OD RODZAJU DIETY (por. punkt 3 "Wydziału prewencji")} chleba (np. z pomidorem), ziemniaków, płatków owsianych, (np. z owocem), musli, makaronu czy ryżu (z jakimś niezbyt tłustym sosem), itp. produktów bez, bądź z ograniczoną ilością białka i tłuszczu (mogą być też same owoce), a następnie (w kolejnych posiłkach) stopniowe ograniczanie węglowodanów na rzecz tłuszczu i białka (zwierzęcego), tak aby na kolację prawie wcale ich nie jeść (głównie tłuszcz i białko jeść - orzechy ziemne i pestki z dyni mają taki właśnie skład). W praktyce regresywny model postępowania, wyglądać może następująco: Śniadanie: ziemniaki, musli, płatki (np. owsiane z owocem lub same owoce), ryż bądź makaron (z jakimś nietłustym sosem), a nawet sam chleb 5 - 6 kromek (do syta) z pomidorem, jabłkiem, mandarynką lub jeszcze innym owocem czy warzywem (bez dodatku białka zwierzęcego ani żadnego tłuszczu). Drugi posiłek: 4 - 5 kromek z ok. 60 g (pół puszki zwykle) tuńczyka (ok. 12 g białka) i 0,5 łyżeczką [ok. 3 g tłuszczu - trzeba zważyć i przeliczyć przynajmniej na początku (w celu orientacji)] masła roślinnego (tutaj masło roślinne ma 80% tłuszczu). Potem (po 2 - 3 godz.) 3 - 4 kromki chleba wraz z 75 g mięsa chudego (ok. 18 g białka) i 1,5 łyżeczki masła rośl. (ok. 9 g tłuszczu). Czwarty posiłek stanowić może 2 - 3 kromki chleba z serem żółtym tłustym (ok. 100 - 120 g tego sera) bez dodatku masła. Na kolację: kilkadziesiąt (do pierwszego uczucia sytości) pestek z dyni i (lub) trochę (kilka do kilkunastu) orzechów ziemnych (w łupinkach - łuskane i solone są niezdrowe) - ważne, by ten ostatni posiłek spożyć na > 2 godz. przed snem (jest on wolno trawiony - spożyty zbyt późno może utrudniać zaśnięcie). Progresywne regulowanie poziomu cukru (glukozy) we krwi - jak sama nazwa wskazuje - jest odwrotnością powyższego ("regresywnego") przykładu. SPOŻYWANIE POKARMÓW PROGRESYWNIE REGULUJĄCYCH POZIOM CUKRU W ORGANIZMIE DAJE NAJLEPSZE EFEKTY OSOBOM AKTYWNYM (ĆWICZĄCYM LUB CIĘŻKO PRACUJĄCYM FIZYCZNIE) W DRUGIEJ POŁOWIE DNIA. To był (były - jeśli go się odwróci będzie taki sam, lecz progresywny) konkretny przykład (a w zasadzie jaskrawe zobrazowanie na czym rzecz polega, gdyż do procesu regulacji poziomu cukru we krwi włączone zostały tutaj w sposób znaczący wszystkie 3 składniki odżywcze - węglowodany, białko i tłuszcz) dziennego jadłospisu osoby drobnokościstej (mężczyzny o wadze ok. 80 kg - nie otyłego), prowadzącej umiarkowanie aktywny tryb życia, której celem jest dobre samopoczucie i lepsza kondycja mięśni przy utrzymaniu normalnej wagi ciała (względem wzrostu) bądź nieznacznie tylko powiększonej za sprawą zwiększenia (głównie) masy mięśni (kobiety z uwagi na nieco inny skład ciała - niezależnie od wagi, procentowo znacznie mniej mają mięśni i więcej tłuszczu niż mężczyźni - siłą rzeczy winni jeść trochę mniej). Do ciągłego utrzymywania optymalnego stężenia poziomu cukru i insuliny w naszym organizmie niekoniecznie trzeba zmieniać w każdym jednym posiłku ilość zarówno węglowodanów, białek, jak i tłuszczy - spokojnie wystarczy 2 (określone - wybrane - np. białko i tłuszcz) składniki zmieniać, a nawet 1 [samo białko, węglowodany bądź tłuszcz zmniejszać bądź zwiększać w kolejnych posiłkach - im mniejsze bowiem różnice w posiłkach tym lepiej (co nie zmienia faktu, że pewne różnice muszą w nich jednak być - jest to niezbędne do prawidłowego przyswajania spożywanego pokarmu)] przy stałej (mniej więcej) ilości pozostałego (pozostałych). Pierwszy bądź ostatni (a nawet oba) posiłek z wyżej wymienionego przykładu można zastąpić posiłkiem bardziej zbliżonym do reszty, jeśli tylko czujemy taką potrzebę. Prawidłowe odżywianie sprowadza się zatem do odpowiedniej regulacji spożyciem węglowodanów, tłuszczy oraz białek, przy czym regulacja ta nie może odbywać się w sposób chaotyczny - oby tylko dostarczyć ilościowo tego, co trzeba na czas, lecz musi zawierać w sobie także pewną logiczną ciągłość (strategię). To są ogólne wytyczne optymalnego odżywiania i w związku z tym każdy musi tylko dostosować ilość pokarmu oraz jego skład/jakość (patrz też: "Szczegóły dobrego żywienia" - wartość biologiczna poszczególnych białek) do własnych potrzeb [co oznacza: jedzenie od pierwszego uczucia głodu do pierwszego uczucia sytości (jednakże nie częściej niż co 2 godz. - częstsze spożywanie OBOJĘTNIE JAKIEGO pokarmu, czemu jak czemu, ale zdrowiu to służyć nie może - jeśli częściej czujemy duży głód, mimo iż jemy nie mało, znaczy to, że stosujemy niewłaściwe proporcje węglowodanów do tłuszczy i białek) - to samo zresztą tyczy się picia (tyle, że prócz unikania picia bezpośrednio po posiłku, pić możemy nawet co 1 godz.) - odpowiednich posiłków w odpowiednim czasie (kolejności)] związanych przede wszystkim z wkładanym wysiłkiem fizycznym, jego porą (odżywianie progresywne bądź regresywne) oraz predyspozycjami genetycznymi do wolnej bądź szybkiej przemiany materii (do ilości i jakości mięśni naszego ciała - im więcej ich mamy i mają one wyraźniejsze zarysy, tym szybsza przemiana materii i tym samym większe zapotrzebowanie organizmu na węglowodany, tłuszcz i białko), a także do postawionego sobie celu (wzrost, utrzymanie wagi ciała z redukcją tkanki tłuszczowej i rozwojem w tych miejscach mięśni, redukcja ogólna masy ciała). Generalnie osoby grubokościste (tzn. ci, u których obwód nadgarstka oscyluje w granicach: 20 cm i więcej - mężczyźni; 18 cm i więcej - kobiety) oraz z nadwagą (w postaci tłuszczu - bez względu na kościec), mają wolniejsze trawienie i w związku z tym winni/mogą w nieco większym stopniu ograniczyć tłuszcz i w ogóle ilość pokarmu [lecz nie posiłków (nie schodzić poniżej 4 dziennie) - po prostu jeść mniej, a częściej - por. punkt 3 "Wydziału prewencji"], niż osoby drobnokościste (ewentualnie z niedowagą - bez względu na kościec), które wymagają min. 4 - 5 posiłków dość tłustych (co wcale nie oznacza dużych objętościowo - tłuszcz jest przecież najbardziej energetycznym składnikiem pokarmowym) na dzień (niejednokrotnie nawet nieco tłustszych niż w podanym przeze mnie wcześniej konkretnym przykładzie - trzeba po prostu wsłuchiwać się w głos własnego organizmu oraz kontrolować samopoczucie, stan ciała, wygląd i inne symptomy pochodzące w linii prostej od żywienia, oraz widzieć ich bezpośredni związek ze stosowaną przez nas dietą). Niemniej jednak, zarówno jedni jak i drudzy winni zachowywać istotę podanych przeze mnie przykładów: zaczynać dzień - w zależności od tego, kiedy jest się najbardziej aktywnym - albo od węglowodanów złożonych (głównie - niekoniecznie muszą być one absolutnie bez żadnego dodatku białka i tłuszczu - chodzi tu przede wszystkim o proporcje) a kończyć prawie wyłącznie na tłuszczu i białku (nie muszą to być koniecznie pestki z dyni i - lub - orzechy ziemne, choć niewątpliwie dobrze jest to jeść przynajmniej raz na kilka dni - produkty te bowiem jak nic potrafią obniżyć poziom cukru we krwi, dostarczając jednocześnie wielu cennych składników odżywczych, a przez to zwiększyć syntezę białka w naszym organizmie), albo postępować w sposób całkowicie odwrotny (innej drogi - uważam - nie ma). Teoretycznie rzecz biorąc, ŻYWIENIE REGRESYWNE WYDAJE SIĘ O TYLE GÓROWAĆ NAD PROGRESYWNYM, IŻ WSPÓŁGRA Z NATURALNYM, BIOLOGICZNYM RYTMEM CZŁOWIEKA (DZIEŃ - PRACA, NOC - SEN) - NA NOC BOWIEM JEMY MAŁY POSIŁEK SKŁADAJĄCY SIĘ GŁÓWNIE Z TŁUSZCZU I BIAŁKA, Z MAŁĄ ILOŚCIĄ WĘGLOWODANÓW (DO SPANIA NIE SĄ NAM ONE ZBYTNIO POTRZEBNE - I TAK ICH NIE WYKORZYSTAMY - JEŚLI ODPOWIEDNIO SIĘ ODŻYWIAMY, Z POWODZENIEM WYSTARCZY NAM ICH REZERWA ZGROMADZONA ZA DNIA), GWARANTUJĄCY CIĄGŁY I POWOLNY (A WIĘC DOSKONALE KORESPONDUJĄCY ZE ZWOLNIONYM TEMPEM FUNKCJONOWANIA ORGANIZMU W TYM CZASIE) DOPŁYW SUBSTANCJI ODŻYWCZYCH DO WAŻNYCH ORGANÓW NASZEGO CIAŁA. W PRAKTYCE JEDNAKŻE - GDY DOSTARCZA SIĘ ORGANIZMOWI NA CZAS TO, CO MU AKTUALNIE POTRZEBA (ORAZ TYLE ILE POTRZEBA) - OBA RODZAJE ODŻYWIANIA SĄ RÓWNIE DOBRE. Ustalając dzienny swój jadłospis (czy to regresywny, czy progresywny), oczywiście niekoniecznie trzeba wszystko dokładnie ważyć - można przecież "na oko" ocenić zawartość 1 łyżeczki masła, kawałek mięsa, ryby bądź sera - 2 czy 3 gramy tłuszczu lub białka w tę, czy w tę, z pewnością nie zrobią większej różnicy. Poza tym, jeśli mamy wielką ochotę zjeść tłuściej, chudziej bądź z większą ilością białka, to - zwłaszcza po kilku czy kilkunastu dniach stosowania powyższej diety (a raczej sposobu żywienia) - nie ma problemu - wręcz jest to wskazane. Można też (szczególnie jeśli prowadzimy nieregularny tryb życia, np. mamy taką pracę) - w celu zapobieżenia zawczasu niedoborom podstawowych substancji odżywczych w organizmie - co jakiś czas (kilka dni do tygodnia lub - najlepiej - wtedy, gdy poczujemy, że chcielibyśmy na śniadanie czy kolację zjeść inaczej, tzn. chudziej, tłuściej bądź z większą ilością białka niż dotychczas) stosować zamiennie dietę "regresywną" i "progresywną". Dobrze jest spożywać ok. 0,5-1g tłuszczu na 1kg prawidłowej wagi ciała (wzrost w cm minus 100) dziennie, pełnowartościowego (zwierzęcego) zaś białka 0,8 - 1,5 g (polecam jeden dzień lub kilka dni jeść 0,8-1g/1kg i jeden 1,2-1,5g/1kg - na zmianę - przy względnie stałym spożyciu tłuszczu 0,5-1g/1kg). Takie naprzemienne żywienie (chodzi mi o białko) zapobiega wyczerpaniu podstawowych substancji odżywczych w naszym organizmie, powoduje lepsze ich wchłanianie (białko, węglowodany..., wapń - który źle się wchłania, gdy cały czas stosujemy dietę wysokobiałkową), a także zapobiega nadmiernemu wzrostowi tkanki tłuszczowej. W praktyce, taki przykładowy dzień ze zwiększoną ilością białka dla osoby ważącej ok. 80 kg (takiej jak poprzednio) wyglądać może następująco [tym razem będzie to przykład progresywnego regulowania poziomu cukru we krwi, z tym że zaznaczam: nie należy jeść dzień regresywnie, dzień progresywnie - trzeba jednym rodzajem żywienia "jechać" przynajmniej kilka dni, tydzień lub (najlepiej) wedle wyczucia]. Śniadanie: pestki z dyni oraz (lub) orzechy ziemne (do syta). Po ok. 4 - 5 godz. chleb (2 -3 kromki) z serem żółtym (120 g). Posiłek nr 3 stanowić może 3 - 4 kromki chleba z masłem rośl. (ok. 15 g tłuszczu) oraz chudym mięsem (ok. 120 g). W czwartym posiłku zjeść można 4 - 5 kromek chleba z masłem rośl. (8 g tłuszczu) i tuńczykiem w puszce w sosie własnym (120 g ryby). Piąty (ostatni) posiłek może składać się z ziemniaków, musli, płatków (np. owsianych z owocem lub samych owoców), ryżu bądź makaronu (z jakimś nietłustym sosem), a nawet samego chleba 5-6 kromek (do syta) z pomidorem, jabłkiem czy mandarynką, itp. bez dodatku białka zwierzęcego (wystarczy to białko, które jest w ziemniakach, chlebie, musli, płatkach, makaronie czy ryżu); tłuszczu zaś w tym posiłku nie należy spożywać więcej niż 4 g. Tak jak przy poprzednim przykładzie wspomniałem, pierwszy bądź ostatni posiłek (a nawet oba) można zastąpić innym - bardziej zbliżonym do reszty - jeśli za bardzo nie mamy na niego ochoty (jeśli w ogóle nie chce się nam jeść - opuśćmy posiłek). Poza tym, jeśli odżywianie się w sposób "rygorystyczny" (regresywny czy progresywny) sprawia nam trudności, np. nie za bardzo nam smakuje, niezbyt dobre zaczynamy mieć samopoczucie bądź ciągle (co ok. 1-1,5 godz. lub częściej - mimo, iż jemy regularnie) odczuwamy głód [pokarm "nie trzyma" (zwłaszcza, gdy cały czas jemy zbyt tłusto i z dużą ilością białka przed i po zbyt intensywnych i długotrwałych wysiłkach trwających grubo ponad 1/2 godziny - wtedy obniża się poziom cukru we krwi, pogarsza się nastrój i pojawia się ochota na słodycze, jako odpowiedź na "nienaturalne" przestawianie się organizmu ("silnika") na wykorzystywanie energii siłą rzeczy płynącej z nadmiaru spożytych przez nas tłuszczy i białka, a więc z "paliwa" ("oleju" oraz "dodatków wzbogacających"! - por. od góry zdanie) nieporównywalnie gorszej jakości dla naszego mózgu i mięśni)] czy też mamy mdłości (najczęściej gdy dłuższy czas odżywiamy się zbyt chudo i - lub - bez wystarczającej ilości białka, np. w skrajnych przypadkach opychając się samymi tylko słodyczami - wtedy organizm jest dosłownie głodny białka) tuż po posiłkach, to należy dać sobie np. dzień lub dwa - w zależności od samopoczucia i długości stosowania danego schematu żywienia - dni "ulgowe" [jeśli ćwiczymy - dać sobie z tym spokój, gdyż nic nam to już nie da - nasze mięśnie nie są ani w formie (tracą jędrność), ani w nastroju do jakichkolwiek ćwiczeń (umysł zresztą też) - wysiłek na tym etapie może jedynie zaszkodzić i opóźnić powrót do normalności - tutaj bowiem potrzebny jest tylko czas i instynktowne odżywianie] i zacząć odżywiać się w sposób "awaryjny", tzn. zupełnie "na wyczucie" (swoją drogą przed rozpoczęciem proponowanego przeze mnie sposobu żywienia dobrze jest chociaż z dzień lub dwa tak się regularnie poodżywiać) obserwując przy tym bacznie co, kiedy, ile, oraz jak często jemy, po to, aby zorientować się w potrzebach naszego organizmu, i aby na przyszłość móc wyeliminować wszystkie, nawet najdrobniejsze błędy żywieniowe (chodzi tu o dokładne ustalenie zapotrzebowania naszego organizmu na podstawowe składniki odżywcze - węglowodany, tłuszcz i białko, oraz proporcji zachodzących pomiędzy nimi - niezbędne do optymalnego funkcjonowania przy względnie stałej aktywności fizycznej). Czasem [np. raz, (bądź kilka razy - dni - pod rząd) na dwa tygodnie lub wedle własnego wyczucia - gdy zauważymy, że żaden praktycznie spożywany przez nas pokarm nie sprawia nam przyjemności, na nic nie mamy szczególnego apetytu, ani ochoty] organizm potrzebuje także głodu do optymalnego funkcjonowania (nawet nie chodzi mi tu o jakiś długotrwały głód, ale powiedzmy taki, który trwa 5-6 godzin czy pół dnia - odpowiada to spożyciu 2 posiłków dziennie: późnego obiadu i kolacji bądź w dowolnej innej konfiguracji). Chodzi o to, że nawet w regularnym i zdawałoby się zdrowym żywieniu można popełnić szereg drobnych (aczkolwiek powtarzalnych - "grosz do grosza...") błędów, które mogą wywoływać "pozorne" uczucie głodu (za mało bądź za dużo będzie w naszej diecie danego składnika/składników - węglowodanów, tłuszczy czy białek - przy nadmiernej ilości innego/innych lub wręcz jego/ich braku) - będziemy jedli (jakby od niechcenia), a mimo to wciąż "głodowali" (jakościowo - że o kiepskiej fomie zarówno fizycznej jak i psychicznej tutaj nie wspomnę) lub spożywany pokarm nie będzie "trzymał" (sycił). Rozsądne zatem wydaje się tutaj pozbycie się nadmiaru czy to węglowodanów, tłuszczy, czy białka, poprzez chwilowy głód i odpowiednie (potem) skorygowanie stosowanej dotychczas diety. Swoją drogą, w czasie leczniczej głodówki organizm znakomicie się odżywia (zwłaszcza po kilku pierwszych dniach - kiedy przestawi się już zupełnie na odżywianie wewnętrzne), tyle że samym sobą (czerpie z nas dokładnie tyle ile chce, co chce i kiedy chce), a to ma swoje nieprzekraczalne (podobnie zresztą jak i notoryczne niewłaściwe, niezdrowe, nadmierne "zwykłe" odżywianie) granice [patrz: procentowy ubytek wagi narządów i tkanek człowieka i psa w przypadku śmierci głodowej (i dalej) w rozdziale "Istota leczniczej głodówki" działu "Lecznicza głodówka"]. Poza w/w przypadkiem, maksymalne przerwy pomiędzy dwoma najważniejszymi posiłkami - kolacją a śniadaniem - nie powinny przekraczać 10-11 godzin [dłuższe spanie (nocny "post") spowalnia (rozregulowuje) trawienie, krótsze zaś niż powiedzmy 6-7 godzin - może niewystarczać do optymalnej regeneracji organizmu]. W celu zapobieżenia zawczasu niedoborom podstawowych substancji odżywczych można też (ciągle lub co jakiś czas) odżywiać się na "pół wyczucie" - śniadanie i kolację zjadać o ściśle określonym składzie [np. rano pestki z dyni lub orzechy ziemne (lub jedno i drugie), a na noc ziemniaki, makaron, kaszę gryczaną, ryż (czy jeszcze jakiś inny produkt węglowodanowy - np. musli, płatki, chleb...), albo jeść na odwrót - tzn. rano ziemniaki lub temu podobne, a na noc pestki i (lub) orzechy], a między tymi dwoma głównymi posiłkami spożywać 2 - 4 inne "na wyczucie" tzn. takie na jakie mamy ochotę [WAŻNE: OCHOTĘ, A NIE AKTUALNE - CZĘSTO BARDZO OGRANICZONE - MOŻLIWOŚCI (że o odpowiedniej wartości odżywczej tych posiłków tutaj nie wspomnę)]. Takie odżywianie bardzo dobrze sprawdza się również jako stan przejściowy między krótkotrwałym "awaryjnym" odżywianiem zupełnie "na wyczucie", a odżywianiem względnie "rygorystycznym" (regresywnym bądź progresywnym) - trzeba jednak przy tym mieć na uwadze (zwłaszcza) fakt, iż słodycze bardzo szybko (błyskawicznie) poprawiają nastrój (w tym słodkie owoce), a węglowodany złożone wolniej (po kilku, kilkunastu minutach - zwłaszcza, gdy wpierw jadało się słodko), dlatego też dłuższe nadużywanie tych pierwszych niesie za sobą poważne ryzyko uzależnienia, a przez to zgubne dla zdrowia (o czym pod koniec tego rozdziału) konsekwencje. Pełnego i ciągłego odżywiania "na wyczucie" (bez zwracania uwagi na zawartość węglowodanów, tłuszczów i białek w spożywanych pokarmach) nie polecam, gdyż jest ono bardzo trudne (wręcz niemożliwe) i - co za tym idzie - zawodne. Dopóki bowiem organizm nie da nam sygnału (który w odpowiednim momencie winniśmy zauważyć - im wcześniej tym lepiej), że czegoś tam potrzebuje, może minąć już wystarczająco dużo czasu (zwłaszcza, jeśli pierwsze sygnały zignorujemy - a o to nietrudno), aby sam mógł przestawić się na odżywianie tkwiącymi w nim zapasami węglowodanów, tłuszczu oraz białka (wtedy praktycznie cokolwiek byśmy już nie zjedli, będzie to przysłowiowa "musztarda po obiedzie"). Prawidłowe żywienie zupełnie "na wyczucie" wymaga od nas wielkiej wrażliwości, koncentracji, doświadczenia i wiedzy w tym zakresie, stale wypełnionej po brzegi różnorakim pokarmem lodówki, dużo wolnego czasu oraz - przede wszystkim - pieniędzy, aby móc sobie na to wszystko pozwolić. Dlatego też, chcąc prawidłowo odżywiać się w ten sposób, najpierw trzeba sobie "zmierzyć siły na zamiary" i odpowiedzieć na pytanie: czy nas na to wszystko stać (i to nie tylko w sensie materialnym)? Sam, choć "co nieco" wiem na temat zdrowia i żywienia (bynajmniej nie jest to tylko wiedza czysto teoretyczna, bezkrytycznie przyjmowana od różnej maści "ekspertów"), na dłuższą metę nigdy nie odżywiam się w ten sposób. Zawsze jakaś (im większa i częstsza tym lepiej) kontrola tego co jemy (jeśli dzień w dzień jemy mniej więcej podobnie - co wcale nie musi oznaczać tak samo w każdym posiłku - to mamy ułatwioną tą kontrolę, bo dokładnie już wiemy, co i ile procentowo spożywamy oraz jak organizm nasz na to reaguje) stale i świadomie porównywana z samopoczuciem i formą ciała - względnie jego wyglądem [te dwa czynniki w zupełności wystarczają - zmienną w tym wszystkim może być jakiś niespodziewany, duży i (lub) długi wysiłek fizyczny] - jest niezbędna do optymalnego funkcjonowania naszego organizmu. Z odżywiania zupełnie "na wyczucie" wziąć i ciągle kultywować należy tylko podstawowe i ogólne zalecenie, które brzmi: jeść, kiedy poczuje się pierwszy głód (nie częściej jednak niż co 2 godz.; częstsze jedzenie niczemu dobremu nie służy - zakłóca tylko proces trawienia poprzedniego posiłku) oraz przestawać jeść, kiedy po raz pierwszy poczuje się sytość (to samo tyczy się również picia, z tym, że prócz unikania go bezpośrednio po posiłku oraz przed nim, nie ma tutaj żadnych ograniczeń czasowych), natomiast skład odżywczy posiłków (odpowiednie - z każdym razem nieco inne - proporcje węglowodanów do tłuszczy i białek) stale należy "monitorować". Jeśli chodzi o poruszoną przeze mnie w przedostatnim zdaniu kwestię samopoczucia, formy i wyglądu ciała (wynikającą z w linii prostej z właściwego odżywiania), to: miernikiem pierwszej i drugiej (samopoczucia i formy) jest: 1) głęboki, a zarazem lekki oddech [bez najmniejszego problemu oddychamy - czujemy się jakbyśmy mieli powiększone płuca - w każdym momencie (niezależnie od stopnia naszej aktywności) czujemy się maksymalnie dotlenieni (jakby tlen wypełniał całe nasze płuca i każdy skrawek ciała)], 2) głęboki, relaksacyjny, przyjemny sen (odpoczynek), 3) lżejszy [bardziej skoordynowany - zwłaszcza jeśli ćwiczymy mięśnie ud (np. wykonując przysiady), pleców (podciąganie na drążku, wyprosty grzbietu - odwrotne brzuszki), klatki (wyciskanie na poziomej ławce, pompki), brzuch] chód i - co oczywiste (zważywszy także na punkty 1 i 2) - lepsza kondycja; miernikiem zaś wyglądu ciała jest: 1) jędrność mięśni, i 2) - stan skóry [pryszcze są oznaką niewłaściwego żywienia, sucha i złuszczająca się skóra świadczy o braku w pożywieniu odpowiednich ilości tłuszczu i białka, a przetłuszczająca się - o ich nadmiarze, zwłaszcza tłuszczu (podobnie rzecz ma się z włosami, które przecież na niej rosną)]. Chciałbym Wam tutaj dokładniej jeszcze wyjaśnić kwestię wysiłku fizycznego tak bardzo propagowanego w każdym czasie i w każdych warunkach przez różnej maści "autorytety zdrowotne". Otóż z wysiłkiem (nie tylko fizycznym, ale też z każdym innym - psychicznym, intelektualnym itp.) sprawa ma się następująco: Aby tak na prawdę cokolwiek uzyskać z ćwiczeń (fizycznych), niezbędne jest optymalne odżywianie gwarantujące ciągłe utrzymywanie odpowiedniego stężenia cukru i substancji odżywczych we krwi - w przeciwnym razie będziemy praktycznie tylko i wyłącznie niszczyć własne tkanki aktywne (oklapłe mięśnie, złe samopoczucie, częste uczucie głodu, brak chęci i motywacji do jakiejkolwiek formy aktywności jest najlepszym tego dowodem). Nasza wątroba i mięśnie są "magazynem" dla węglowodanów (protoplasty glikogenu składowanego tamże) i mogą w sobie pomieścić od 300 (u przeciętnego dorosłego człowieka) do 600 g (u dobrze zbudowanych i umięśnionych ludzi) zapasów tego składnika. Węglowodany - jak wiemy - stanowią (też) najlepsze źródło energii (spalają się do czysta - dwutlenku węgla i wody - w przeciwieństwie do tłuszczy, przy rozkładzie których powstają potencjalnie groźne dla zdrowia tzw. metabolity, w skład których wchodzi m.in. aceton, czy też białka, które spalając się wytwarza amoniak i inne "paskudztwa", podobnie jak tłuszcz zakwaszające nasz organizm), jednakże i one (same) spożywane w nadmiarze i "bez głowy" (bez odpowiedniego - z każdym posiłkiem nieco innego - połączenia z tłuszczem i białkiem w celu zachowania ciągłości w optymalnym stężeniu cukru oraz substancji odżywczych we krwi, gwarantujących dobre samopoczucie) powodować mogą znaczne spustoszenie organizmu (wcale nie mniejsze niż nadmiar tłuszczu i białka, o czym poniżej wielkimi literami) - przy zapełnionych rezerwach węglowodanowych (wątroba, mięśnie), ich nadmiar idzie albo w tkankę tłuszczową (szczególnie, gdy się nie ruszamy wystarczająco i - lub - jemy naprawdę duże ich ilości bez białka i tłuszczu), albo w tkankę tłuszczową i w tkankę mięśniową mniej więcej po równo (zwłaszcza, jeśli ćwiczymy z obciążeniem - z uwagi na brak dostatecznej ilości budulca jakim jest białko w osłonie tłuszczu - "rosną" nam wtedy miękkie "węglowodanowe" mięśnie przykryte dużą ilością podskórnej tkanki tłuszczowej - wyglądamy wtedy jak "galareta"), albo też przede wszystkim w tkankę mięśniową, gdy poziom cukru mamy cały czas pod kontrolą (w przeciągu całego dnia nie jest on u nas ani zbyt duży, ani za mały), prócz węglowodanów spożywamy również odpowiednie ilości tłuszczu i białka (nieco różniące się między sobą w zależności od pory posiłku oraz stopnia naszej aktywności w danym przedziale czasowym), a przy tym dodatkowo jeszcze (odpowiednio) ćwiczymy (ćwiczenia mięśni przy tego typu odżywianiu z względnie dużą liczbą kalorii wskazują organizmowi miejsce - ewentualnie: miejsca, gdy ćwiczymy różne części ciała - w które chcemy by był "składowany" ów nadmiar spożytego przez nas pokarmu). Bardzo ważną rolę w tym wszystkim odgrywa też pora wykonywania ćwiczeń - nie mogą być one wykonywane wtedy, gdy jemy bardzo tłusto, tzn. rano przy odżywianiu się w sposób "progresywny", bądź wieczorem, jeśli stosujemy "regresywny" system żywienia. Poza tym ćwiczyć należy ok. 1,5 - 2 godz. po jedzeniu (chyba, że ćwiczymy na czczo - tu polecam do góra 15 min. - przy odżywianiu regresywnym), a kolejny posiłek zjeść po ok. 20 - 30 min. od treningu. Tak więc sami widzicie jak ważną rzeczą w żywieniu jest właściwe, za każdym razem nieco inne i w odpowiednią porę odbyte "tankowanie" - nie da się człowiekowi (w przeciwieństwie do auta) jechać dłużej na jednym tylko rodzaju paliwa (o zawsze stałym składzie), bo bardzo szybko może mu się zatrzeć jego naturalny silnik (organy wewnętrzne - o czym też poniżej wielkimi literami), bądź "kierowca" (mózg i cały system nerwowy - tzw. "centrum dowodzenia") spowoduje wypadek (za sprawą zmniejszonej koncentracji, złego samopoczucia czy wręcz depresji, będącej wynikiem nadmiernej "jazdy" na paliwie gorszej jakości - tłuszczu ("oleju" - por. zdanie od góry) bądź - co bardzo rzadko się zdarza, najczęściej gdy stosujemy w większych ilościach odżywki proteinowe - białku). Tych którzy obawiają się (zwłaszcza osoby tłuste), że odżywiając się w ten sposób mogą (jeszcze dodatkowo) przytyć, uspokajam: PIERWSZĄ I NAJWAŻNIEJSZĄ PRZYCZYNĄ TYCIA NIE JEST SPOŻYWANIE W NADMIARZE TŁUSZCZU, LECZ WĘGLOWODANÓW - ZBYT CZĘSTE (KAŻDE CIASTECZKO, CUKIEREK, SŁODKI NAPÓJ (W TYM SŁODZONA HERBATA I KAWA), SOK CZY OWOC SPOŻYTY W MIĘDZYCZASIE, NALEŻY TRAKTOWAĆ JAK NORMALNY POSIŁEK, GDYŻ CUKIER PO WYŻEJ WYMIENIONYCH PRODUKTACH PODNOSI SIĘ WE KRWI CZĘSTO BARDZIEJ - A JUŻ NA PEWNO GWAŁTOWNIEJ - NIŻ PO NIEJEDNYM ZNACZNIE WIĘKSZYM, ACZKOLWIEK "Z GŁOWĄ" SPOŻYTYM POSIŁKU) I (LUB) W NAZBYT DUŻYCH ILOŚCIACH. LUDZIE OTYLI JEDZĄ PRAKTYCZNIE NON STOP NIE TŁUSZCZ, A Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ JUŻ NIE SAM TŁUSZCZ (CHOĆ W PEWNYCH SKRAJNYCH PRZYPADKACH, GDY WAŻY SIĘ KILKA RAZY TYLE CO POWINNO, TEORETYCZNIE TEŻ JEST TO MOŻLIWE - NIE MOŻNA PRZECIEŻ W NIESKOŃCZONOŚĆ PODNOSIĆ POZIOMU CUKRU WE KRWI, GDYŻ GROZI TO - CO TU DUŻO MÓWIĆ - ŚMIERCIĄ, A W NAJLEPSZYM RAZIE "WYSADZENIEM" TRZUSTKI, CZYLI POPULARNĄ CUKRZYCĄ, KTÓRA TO ZRESZTĄ NIE JEST ŻADNYM EWENEMENTEM WŚRÓD OSÓB OTYŁYCH), LECZ WĘGLOWODANY (Z POCZĄTKU SAME, A W MIARĘ WZRASTANIA WAGI CIAŁA ORAZ POZIOMU CUKRU WE KRWI ZACZYNAJĄ JE INSTYNKTOWNIE MIESZAĆ Z TŁUSZCZEM I BIAŁKIEM - ABY NIE MDLIŁO - TO JEDNAK ZACZYNA WYTWARZAĆ BŁĘDNE KOŁO - ZNACZNIE WZRASTA WARTOŚĆ KALORYCZNA I TAK PRZESADNIE JUŻ DUŻYCH I NAZBYT CZĘSTO SPOŻYWANYCH POSIŁKÓW), KTÓRE TO WYTWARZAJĄ I CIĄGLE STYMULUJĄ (TYM BARDZIEJ IM CZĘŚCIEJ I WIĘCEJ SIĘ ICH JE) SWEGO RODZAJU WIELKI "CIĄG" (W POSTACI NIEUSTANNEGO WYDZIELANIA DUŻYCH ILOŚCI INSULINY W ODPOWIEDZI NA WZROST POZIOMU CUKRU), KTÓRY TO NICZYM "WIR" WCIĄGA WSZYSTKO, CO ZOSTAŁO ZJEDZONE (GDZIE - CHYBA NIE MUSZĘ MÓWIĆ - BYNAJMNIEJ NIE JEST TO, PRZEDE WSZYSTKIM TKANKA AKTYWNA, ZWŁASZCZA JEŚLI SIĘ JEJ NIE ĆWICZY ORAZ/LUB W OGÓLE PROWADZI MAŁO AKTYWNY TRYB ŻYCIA). DO TEGO DOCHODZI OCZYWIŚCIE ZWIĘKSZONE PRAGNIENIE [CZĘSTE PICIE DUŻYCH ILOŚCI WODY I TAKIE SAME - SIŁĄ RZECZY - JEJ WYDALANIE WRAZ Z MOCZEM (por. następny rozdział - zdania między odnośnikami do punktów 10 i 19)], KTÓRE MA ZA ZADANIE "WYPŁUKAĆ" Z ORGANIZMU NADMIAR SPOŻYTEGO CUKRU (ABY PRZECIWDZIAŁAĆ W TEM SPOSÓB UCZUCIU MDŁOŚCI) I TYM OKRĘŻNYM SPOSOBEM NIECO GO ODNIŻYĆ (ZACZYNA SIĘ TWORZYĆ INNE BŁĘDNE KOŁO - ZAMIAST ODPOWIEDNIM POKARMEM, OBNIŻAMY POZIOM CUKRU WODĄ). JESZCZE RAZ PRAGNĘ Z CAŁĄ MOCĄ PODKREŚLIĆ: NIEMOŻLIWE JEST UTYCIE OD SAMEGO TYLKO TŁUSZCZU, GDYŻ: 1) NORMALNIE NIE DA SIĘ JEŚĆ SAMEGO, CZYSTEGO TŁUSZCZU (NAWET Z BIAŁKIEM, LECZ BEZ GRAMA WĘGLOWODANÓW); A 2) NAWET, GDYBY KTOŚ SIĘ UPARŁ I ZACZĄŁ "JECHAĆ" TYLKO NA TŁUSZCZU (EWENTUALNIE Z DODATKIEM BIAŁKA), TO ZANIM ZUPEŁNIE BY SFLACZAŁ (BO O NORMALNYM, CHOĆBY W MIARĘ PROPORCJONALNYM PRZYTYCIU BEZ WĘGLOWODANÓW MOWY BYĆ NIE MOŻE), NAJPIERW (CHOĆBY ODŻYWIAŁ SIĘ SAMYMI NAJLEPSZYMI I NAJZDROWSZYMI OLEJAMI I TŁUSZCZAMI ROŚLINNYMI - TŁUSZCZ TO TŁUSZCZ, DRUGORZĘDNĄ ROLĘ ODGRYWA TUTAJ JEGO POCHODZENIE) MUSIAŁBY SOBIE "WYSADZIĆ" WĄTROBĘ, SERCE, NERKI I WSZYSTKIE INNE KLUCZOWE DLA ŻYCIA I ZDROWIA NARZĄDY (MOŻE ZA WYJĄTKIEM TRZUSTKI, CHOĆ... KTO WIE). Wracając jednak do konkretów: jeśli zmniejszycie liczbę pokarmu (oczywiście do rozsądnej granicy - według mnie i nie tylko mnie > 1000 kalorii/dobę dla osób bardzo otyłych - najlepiej jest, gdy się odchudzamy pomnożyć dwie ostatnie cyfry wzrostu mierzonego w cm przez 24 i mniej więcej tyle kalorii dziennie spożywać), a liczbę posiłków do 3 - 5 na dzień (bez żadnego podjadania w międzyczasie), nie staniecie się (bardziej) tłuści lecz zaczniecie zmieniać skład (%) waszego ciała - będziecie pozbywać się nadmiaru tkanki tłuszczowej (tak zewnętrznej jak i wewnętrznej) zachowując mięśnie (oraz dobre samopoczucie) w stanie nienaruszonym bądź prawie nienaruszonym (zależnie od tego jak bardzo ograniczycie liczbę kalorii i czy ewentualnie zdecydujecie się na jakieś ćwiczenia). Ponadto, należy dodać, że odżywianie takie z względnie dużą liczbą kalorii (w stosunku do wydatku energetycznego Waszego organizmu, do tego jaki tryb życia prowadzicie - aktywny czy raczej siedzący) spowodować może znaczny, szybki i równomierny wzrost masy mięśniowej i siły w całym ciele (i to bez znacznego przyrostu tłuszczu), nawet bez jakichś specjalnych ćwiczeń w tym zakresie [wystarczą zwykłe przysiady, brzuszki, pompki, podciąganie na drążku... (nie częściej niż co 3-4 dni), a nawet jazda rowerem, bieg czy spacer w wyprostowanej pozycji - w końcu to też pobudza krążenie (to można wykonywać nawet codziennie, jeśli nie jest zbyt długie) - por. punkt 10 "Metody Batesa"]. Jak sami widzicie, panowanie nad poziomem cukru i insuliny we krwi pozwala nam zrobić praktycznie wszystko z naszym ciałem.



Odżywianie a myślenie, samopoczucie, wzrok, wygląd, kondycja, siła - Czym i jak się odżywiać, aby organizm funkcjonował jak szwajcarski zegarek?
 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież