Mój Stryj poszedł do fryzjera.
Poszedł tam z psem.
Jest to jedyny taki fryzjer w mieście, który z jednej strony Salonu strzyże psy, a z drugiej ludzi. Takie rozwiązanie może na pierwszy rzut oka wyglądać śmiesznie, dziwnie lub obraźliwie ("strzyżemy także psy" - napisano na drzwiach), ale sprawdza się. Klientów jest tylu, że trzeba się umawiać z wyprzedzeniem. Wiele osób wybiera tę opcję, bo za jedną wizytą odrabia dwa strzyżenia - dla siebie jedno, drugie dla psa.
W sobotę jedliśmy ze Stryjem śniadanie. Pod nogami w kuchni plątał się ten jego pies. Kiedyś miał jakieś normalne imię, ale teraz wołają na niego: Niusiek. Nawet nie pytam od czego pochodzi to zdrobnienie, bo już nikt nie pamięta - to bardzo stary pies.
Jest wielkości dwóch kapci, więc łatwo go niechcący podeptać. Kiedyś był sprawny jak wydra i zawsze zdążał uciec spod nóg - nie trzeba się nim było martwić. Niestety z wiekiem rusza się dużo wolniej... Ale stryj też rusza się wolniej, niż w czasach młodości Niuśka, więc nikt nikogo nie depcze.
Czytaj więcej...